
Czy psychoterapia uzależnia?
Świadomość zagrożeń związanych z uzależnieniami wzrosła w ostatnich latach w znacznym stopniu. Wiemy, np. że alkoholik to nie tylko ten, kto od rana jest pijany, żebrze pod sklepem, stracił pracę i ograbia rodzinę ze środków do życia. To również osoba, która – potrafiąc zachować fasadę sprawczości i zaradności – odreagowuje stres alkoholem, w sposób początkowo niewidoczny dla otoczenia. Z czasem dochodzi jednak do erozji relacji z najbliższymi, wzrasta poczucie osamotnienia, a problemy nawarstwiają się. O tym, że w obecnych czasach „uzależniamy się – nie uzależniamy” w taki właśnie sposób od różnych rzeczy – od papierosów, od leków, od internetu i portali społecznościowych, od zdrowego trybu życia, od zakupów … – z grubsza wiemy.
A jak na tym tle wypada psychoterapia? Czy można się od niej uzależnić? Czy tak jak w przypadku leczenia psychiatrycznego i brania leków, niektórzy są na nią skazani przez lata? Psychoterapia to metoda leczenia oparta na relacji między terapeutą a pacjentem, zatem z założenia jest w nią wpisana zależność osoby leczonej od leczącej. Zależność ta jest wręcz warunkiem skutecznego leczenia – bowiem korzystać, zastanawiać się, zmieniać – możemy w relacji z kimś, kogo zdanie jest dla nas ważne, cenne, komu możemy zaufać. Jednak podobnie jak w procesie innych ważnych relacji, np. z rodzicami, zadaniem pacjenta i terapeuty jest najpierw stworzyć tę zależność, zmodyfikować destrukcyjne sposoby myślenia i zachowania, by były one korzystniejsze dla pacjenta, a następnie uniezależnić się, odseparować – aby dorośle i samodzielnie korzystać z wypracowanych metod.
Przybliżmy sytuacje, kiedy w procesie psychoterapii, pacjent może przeżywać poczucie uzależnienia od terapii i terapeuty :
- Obawa przed rzeczywistą zależnością. Ludzie, którzy mają w swoim doświadczeniu mocno deficytowe, oparte na odrzuceniu i braku opieki relacje z rodzicami ( np. związane z przemocą, uzależnieniem, chorobą psychiczną, sieroctwem, nadużyciem seksualnym, pobytem rodzica w więzieniu – z zastrzeżeniem, że nie sam ten problem rzutuje na jakość relacji z dzieckiem. Weźmy na to – któreś z rodziców chorowało psychicznie, ale dziecko miało w tym czasie opiekę i wsparcie drugiego rodzica czy dziadków. Wtedy skutki traumy są zazwyczaj mniejsze). W takich sytuacjach pacjent obawia się wejścia w zależność od terapeuty, obawia się, że odsłaniając swoje wnętrze znów dozna zranienia, nadużycia czy odrzucenia – jak w dzieciństwie. Lęk przed zależnością zawiaduje chęcią obniżenia rangi terapii i relacji z terapeutą – poprzez sprowadzenie terapeuty do roli tabletki, która uzależnia i pomaga akcyjnie. Nie trzeba wtedy mierzyć się z zależnością od kogoś i obawiać ich skutków, ale zamknięta jest też droga do przeżycia korygującego doświadczenia dobrej, naprawczej relacji z drugim człowiekiem.
- Obawa przed zakończeniem terapii. Są osoby, które funkcjonują w terapii, jak w życiu – w roli wiecznego ucznia – pacjenta. Zazwyczaj jest to związane z cechami osobowości – brakiem akceptacji własnych niedoskonałości czy przeżywanych wątpliwości na swój temat. Takiemu pacjentowi trudno przyjąć sytuację, że narzędzia, które wypracował wspólnie z terapeutą, a którymi ma radzić sobie z rzeczywistością, są wystarczające. Idealizuje zasoby terapeuty, a siebie obiera niczym cebulę, ukazując kolejne warstwy, którymi trzeba się zająć ze specjalistą, bo „sam temu nie podołam”.
- Obawa przed własną dorosłością. Poniekąd wiąże się z punktem drugim. W terapii jest to jeden z kluczowych momentów – wzięcie odpowiedzialności za swoje życie, przyjęcie, że mamy swoje możliwości i ograniczenia, umiejętność przyglądania się własnemu udziałowi w różnych sytuacjach. Reflektowanie, że ja kreuję swoje życie, nie winiąc o to innych – partnera, rodziców czy współpracowników. Trzeba wtedy mierzyć się z dorosłością i jej problemami, nie szukać wymówek i nie chować za spódnicę mamusi, tatusia czy właśnie terapeuty. Bywa to moment, kiedy niektórzy pacjenci wolą zerwać terapię i iść do kolejnego psychologa, niż przepracować ten etap.
- Obawa przed utratą więzi z terapeutą. Jeśli pacjent przeżwa terapeutę jako kogoś ważnego, kto pomógł mu „pozałatwiać” ważne sprawy, zakończenie terapii jest zwykle procesem długotrwałym i złożonym. Terapeuta nie jest przecież papierem śniadaniowym, który można zmiąć i wyrzucić. Jest człowiekiem, któremu zwierzaliśmy się z najintymniejszych spraw. Nie łatwo się z nim rozstać i praca nad tym zagadnieniem trwa do ostatniego spotkania. Nie jest to jednak wyraz uzależnienia, ale bliskości połączonej z uświadomieniem sobie konieczności rozstania. I zabrania ze sobą tego, czego o sobie dowiedzieliśmy się i co zmieniliśmy.
Podsumowując psychoterapia nie ma na celu nieustannego leczenia osoby z niej korzystającej. Poczucie uzależnienia wynika zazwyczaj z problematyki pacjenta, jego cech osobowości, obawy przed wyleczeniem i rozwojem dorosłości. Obawa przed uzależnieniem od terapii może być wymówką przed wejściem w relację terapeutyczną i sposobem na negowanie jej przydatności. Kształcący się i poddający swoją pracę systematycznej superwizji psychoterapeuci wychwytują te zjawiska i pracują nad nimi. To zazwyczaj obniża lęk przed zmianą i niezależnością.